sobota, 22 lutego 2014

szwedzka muzyka

Tak jak obiecywałam przed tygodniem-dziś post w całości poświęcony szwedzkiej muzyce :)
Wszyscy kojarzymy Szwecję z ABBĄ czy Roxette, ale oprócz zespołów znanych w latach 80' i 90', dużo jest szwedzkich zespołów popularnych i dziś. Ba, nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że jest tu dużo świetnych muzyków, a lista tych ulubionych powiększa się z każdym tygodniem.
Dziś pokażę kilka moich ulubionych szwedzkich zespołów, płyt i konkretnych piosenek. Dlatego raczej nie znajdziecie tu wiadomości o Avicii czy Swedish House Mafii, bo raczej to nie moje klimaty, ale jeśli lubicie spokojniejszą, bardziej melodyjną muzykę, to może coś z podanej listy się Wam spodoba (na co liczę!).
Zaczniemy od mojego absolutnego numeru 1 czyli Laleh:
Laleh, a właściwie Laleh Poukarim to jedna z popularniejszych szwedzkich piosenkarek popowych. Laleh śpiewa w trzech językach: angielskim, szwedzkim i perskim (z pochodzenia jest Iranką). Po raz pierwszy usłyszałam jej "Invisible" jakiś rok temu i od razu wiedziałam, że do tej artystki na pewno będę wracać. Nie wiem jak Wy, ale ja albo zakochuję się w jakiejś piosence, albo jest mi obojętna i już nie mam potrzeby słuchania innych utworów danego wykonawcy. Za to piosenki, która w jakiś sposób mnie poruszy potrafię słuchać do znudzenia (dosłownie:)). Na szczęście Laleh, oprócz fajnej "Invisible"(która w zeszłe wakacje towarzyszyła mi podczas prawie każdej podróży samochodem), w swoim repertuarze ma jeszcze całe mnóstwo świetnych utworów.



Bardzo chciałam zobaczyć koncert Laleh na żywo, więc kiedy zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do Szwecji, byłam podekscytowana możliwością zobaczenia mojej nowej idolki :) Niestety mój entuzjazm opadł po sprawdzeniu, że Laleh wcale nie koncertuje tak często jak myślałam. Cierpliwie jednak czekałam na moją okazję i udało mi się być na koncercie wcześniej niż przypuszczałam. Wrażenia pokoncertowe są świeże, bo niecałe 24 godziny temu zaliczyłam mój pierwszy koncert Laleh (i pierwszy koncert w ogóle w Szwecji).
Nie jestem jakąś maniaczką chodzenia na koncerty-nie lubię tłumów, tańczących wokół ludzi (nic na to nie poradzę-ja idę na koncert słuchać muzyki, a nie tańczyć pod sceną ;)), poza tym słucham głównie, jak to określił Kuba - smutów, więc ciężko przy takiej muzyce o dzikie okrzyki radości i zabawę. Płyty Laleh są chyba najradośniejszymi jakich słucham (:P), a usłyszenie jej na żywo było jednym z moich koncertowych marzeń (wcześniej marzyłam tylko o zobaczeniu dosłownie kilku: Blonde Redhead, Soap&Skin, Pj Harvey, z listy tej tylko BR czeka jeszcze na ziszczenie), głównie ze względu na to, że Laleh jest jedną z nielicznych, która na każdy występ live przygotowuje całkowicie nową aranżację swoich utworów.
Poniżej piosenka z najnowszej płyty "Star Align" oraz z płyty poprzedniej: "Some die young" (wydaje mi się, że była przez chwilę popularna również w Polsce, na pewno jednak największą słuchalność miała w Norwegii, gdzie stała się piosenką-hymnem na cześć zamordowanych na wyspie Utoya).




Zachęcam do obejrzenia innych występów na żywo, Laleh jest bardzo pozytywną osobą i czuć jej dobrą energię :)
O Laleh pewnie mogłabym napisać osobną notkę, ale obiecałam też inne szwedzkie gwiazdy więc zaczynajmy wyliczankę:
Poza wymienioną wyżej Laleh, bardzo lubię też muzykę Miss Li.

Każda jej płyta jest inna, więc ciężko o podpięcie jej pod jakiś konkretny gatunek muzyczny, ale ona sama określa swoje piosenki jako mieszankę bluesowych i jazzowych brzmień z odrobiną country. Niech tam będzie, mi się podoba :)


Z utalentowanych pań, wspomnieć należy Veronicę Maggio, która również jest jedną z ulubionych piosenkarek wśród Szwedów.


Veronica śpiewa w zasadzie wyłącznie po szwedzku, co jest miłą odmianą po wszystkich anglojęzycznych utworach-no i na pewno pozwala osłuchać się z językiem ;)


Ane Brun to moja stara miłość, sprzed kilku lat. Wcześniej jednak nawet nie zagłębiałam się w szczegóły dotyczące jej pochodzenia i o tym, że jest Szwedką dowiedziałam się niedawno ;)


Jeszcze większym zaskoczeniem była dla mnie informacja, że damski wokal w piosence "Island Blues" również należy do Ane! Przy okazji, zespół Koop, z którym Ane Brun śpiewała, ma również szwedzki rodowód.


Amanda Jenssen to kolejna blond piękność, ale tym razem nie śpiewająca lekkiego popu. Amanda była finalistką szwedzkiego Idola (tu jest on wciąż bardzo popularny), jej płyta "Hymns for the haunted" jest bardziej blusowo-soulowa, a ona sama ma dość niski głos (trochę przypomina mi Amy Winehouse). Sami posłuchajcie:

Na koniec zostawiłam jedyny męski głos w moim zestawieniu, mianowicie zespół Movits!. Szwedzkie trio z pewnością spodoba się tym, którzy lubią miks różnych gatunków (jazz, hip hop, swing, pop, rap). Muzyka lekka, radosna i pobudzająca:


Lista nie jest kompletna, ale starałam się ograniczyć do moich "top of the top", być może do tematów muzycznych jeszcze tu wrócę, a może ktoś z Was może polecić coś fajnego (najchętniej po szwedzku :))?
Życzę Wszystkim miłego i pełnego dobrej muzyki weekendu!
niedziela, 16 lutego 2014

trochę o tym i o tamtym

Dziś taki post z cyklu "nie mam o czym pisać więc wrzucę zdjęcia".
Ciężko się zmobilizować do jakichś dłuższych wywodów, bo póki co na moje barwne życie składają: praca, nauka szwedzkiego i weekendowe lenistwo :)Czasem też jakieś większe bądź mniejsze wypady w miasto. Ale to nic takiego, o czym można by tu pisać elaboraty.
Nie sądziłam, że poza moją rodziną i znajomymi (dla których zaczęłam prowadzić bloga) ktokolwiek czyta to, co piszę, ale dostaję coraz więcej wiadomości od zupełnie obcych osób, co jest baaardzo miłe. Najczęściej są to pytania o naukę szwedzkiego, życie na północy, więc jeśli chcecie jeszcze o coś zapytać- to piszcie śmiało- w razie swoich możliwości postaram się pomóc :).
Najczęściej przewijającym się pytaniem jest: "jak nauczyć się szwedzkiego?". Postanowiłam, że w kilku zdaniach opiszę jak mi idzie (ale zaznaczam, że jestem totalnie początkująca! ;)). Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem jak skutecznie nauczyć się szwedzkiego-ale wydaję mi się, że same kursy po 2h w tygodniu mogą nie wystarczyć. Nie chodzi o to, że szwedzki jest bardzo skomplikowany (bo nie jest!), ale o to, że gramatyka i słownictwo to nic w porównaniu do wymowy. Możemy świetnie poznać zasady, a i tak niewiele zrozumieć będąc już w Szwecji. Dla mnie nauka szwedzkiego to przyjemność, po pięciu latach na filologii słowiańskiej, nauka języka, w którym czasownik nie odmienia się przez osoby jest miłą odmianą ;).
Ale żeby nie było tak kolorowo, jak wszyscy na początku swojej drogi, mam spore problemy z przestawieniem się na "śpiewną wymowę" no i oczywiście z opanowaniem długich i krótkich samogłosek.
W mailach padają pytania, gdzie uczę się szwedzkiego i czy mogę polecić jakieś materiały do samodzielnej nauki. Nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, bo języka uczę się dopiero od miesiąca, ale zawsze wszystkim pytającym polecam serię Ucz się szwedzkiego z Trollem, a ćwiczyć samogłoski można tu (klik). Poza tym szwedzkiego uczę się na kursie SFI, a to jednak zupełnie co innego niż samemu. Tajemniczy skrót SFI to nic innego jak 'svenska för invandrare', czyli szwedzki dla imigrantów. Każdy nowo przybyły mieszkaniec ma, po zarejestrowaniu pobytu i wyrobieniu szwedzkiego peselu, prawo do darmowej nauki języka. W tym celu należy wysłać aplikacje do szkoły w swojej komunie (dzielnicy) i oczekiwać na przyznanie miejsca. Ja na swoje czekałam dosyć długo, bo 3 miesiące. Do wyboru jest kilka rodzajów kursów (w skrócie: różne poziomy i czasy trwania). Ja zdecydowałam się na kurs dzienny, na który składają się 3h zajęć, 5 dni w tygodniu. Gdy składałam podanie nie wiedziałam jeszcze, że uda mi się znaleźć pracę, dlatego muszę troszkę kombinować, aby pogodzić te dwie rzeczy. Ale nie narzekam! Nasłuchałam się i naczytałam mnóstwo negatywnych opinii o kursach SFI (że wolno, że fatalni nauczyciele, że nikomu się nie chce-bo większość emigrantów musi odpękać te 3h dziennie, żeby dostać zasiłek-mowa oczywiście o uchodźcach z Somalii, Iraku i innych). Na szczęście większość z tych opinii (przynajmniej w moim odczuciu) nie okazała się prawdziwa. Mam bardzo fajną grupę-większość to osoby z Syrii, ale też kilka z Europy, Afryki i Iranu. Z tego co zdążyłam zauważyć Syryjczycy są bardzo zdeterminowani i bystrzy. Wstyd się przyznać, ale wcześniej nie za dużo wiedziałam o Syrii (trochę się to zmieniło po sierpniowej masakrze), a o Syryjczykach jeszcze mniej. Ci, z którymi jestem w grupie to w większości młodzi, wykształceni ludzie, zawsze przygotowani do zajęć i chętni do nauki. Nauczycieli też mamy świetnych, a najlepsze jest to, że 6h tygodniowo jest przeznaczonych wyłącznie na ćwiczenia z wymowy, co bardzo ułatwia rozumienie tego, co słyszę w metrze, w sklepie, czy na ulicy.
Tyle jeśli chodzi o mój kurs, teraz czas na zdjęcia z ostatnich 4 miesięcy.
Zajadam się ciastkiem w jednej z moich ulubionych kawiarni- Garden. Tu akurat zdjęcie z wypadu z Pauliną, ale zaglądam tam systematycznie. To miejsce, w którym na chwilę zapominam o tym, że jest zima (w zasadzie jesień, bo śnieg leżał tu może kilka dni) :)
Z Pauliną również spacerowałyśmy po Djurgarden, każda szklarnia ozdobiona była przedświątecznymi lampkami, co dawało świetny klimat!
Na szczęście dni, w których ciemno robiło się już o 15:00 minęły, a dni są coraz dłuższe
Część zdjęć jest autorstwa Pauliny, jak np. to i kilka kolejnych:
na chwilę wracamy na Sandhamn
i na naszą dzielnicę
nie mogę doczekać się lata i kąpieli w morzu :)
poza tym zdrowo się odżywiamy...
...pieczemy własne kanelbullary...
...i domową pizzę :)W planach mieliśmy kupno biletów do Rzymu, ale niestety nasze (moje i kuby) grafiki się nie zgrywają więc pozostała tylko możliwość wycieczki do włoskiego sklepu i zakup mąki typu 00, z której powstaje prawdziwa włoska pizza. Kuba nie docenił tej wybitnej mąki, ale dla mnie bije na głowę zwykłą pszenną ;-)
I to by było na tyle, w następnej notce pokaże Wam moją ulubioną szwedzką muzykę. Okazja ku temu będzie dobra, gdyż w piątek idziemy na koncert jednej z gwiazd szwedzkiej sceny muzycznej :)Miłego tygodnia!
niedziela, 2 lutego 2014

parę słów o semli

Semla, to kolejny po julmuscie przysmak, który dostępny jest w Szwecji tylko przez kilka tygodni w roku. Mam wrażenie, że Szwedzi lubią dozować sobie przyjemności i narzucać ograniczenia. W sumie to całkiem niezły sposób-atmosfera niedostępności jeszcze bardziej podsyca potrzebę kupowania ich w ilościach hurtowych.
Semlę po raz pierwszy (i zupełnie przypadkowo) spróbowałam rok temu w Goteborgu. Posmakowała mi na tyle, że przy kolejnej wizycie w Szwecji, szukałam jej tęsknym wzrokiem na półkach w cukierniach, kawiarniach i piekarniach. Coś tam świtało mi w głowie, że może nie jest to "towar" dostępny cały rok, ale łudziłam się ciągle, że gdzieś ją jednak znajdę. W końcu spytałam rodowitego Szweda, czy kupię gdzieś semlę, a on potwierdził "jasne, wszędzie one są", no kto jak kto, ale chyba autochton takie rzeczy powinien wiedzieć! :) Oczywiście doczytałam sobie później, że semla owszem, jest dostępna wszędzie, ale tylko w styczniu i lutym. No to zaczęłam odliczać miesiące, dni do godziny 0. I doczekałam się!
Tyle słowem wstępu i subiektywnej historii mojej semlowej pasji. Teraz konkrety. Semla to nic innego jak pszenna, wypiekana w piecu (w przeciwieństwie do naszych smażonych w głębokim tłuszczu pączków)kardamonowa bułeczka, przekrojona na pół, ale to nie koniec-to, co dodaje semli +100 punktów do genialności- to ukryta między częściami marcepanowa masa (zmielone migdały, cukier puder z białkiem bądź syropem) i prawdziwa, tłusta, porządnie ubita śmietana kremówka.
Te trzy rzeczy: niezbyt słodka bułka, migdałowa masa i kremowe wnętrze składają się na deser idealny.
Można powiedzieć, że szwedzka Semla pełni podobną funkcję jak nasz pączek- my prawdziwe pączkowe szaleństwo przeżywamy w tłusty czwartek, a Szwedzi w tłusty wtorek (fettisdag), w tym roku przypadający na 4 marca. To znaczy, że jeszcze przez cały miesiąc będziemy mogli objadać się semlami! Jeśli szukacie motywacji do przyjazdu tutaj to ją właśnie znaleźliście :)
Szwedzi mają kompletnego świra na punkcie tych ciastek- co roku tworzone są rankingi najlepszych semlowych miejscówek, a praktycznie każda cukiernia, kawiarnia czy piekarnia wystawia przed wejściem tablice z radosnym obwieszczeniem w stylu: " Nareszcie dostępne!". Nie każdemu pewnie przypadnie do gustu tak zabójcza dawka cukru, ale być w Szwecji na przełomie stycznia, lutego i nie spróbować semli to grzech :).
My od tygodnia sukcesywnie prowadzimy nasz własny mały ranking posiłkując się jednym z internetowych (ranking 2014). Do tej pory spróbowaliśmy semli z 4 różnych miejsc, a o to przegląd:

1. Pierwsze 2 semle zakupiliśmy w zeszłą niedzielę. Specjalnie wybraliśmy się w tym celu do centrum w poszukiwaniu jednej z bardziej polecanych cukierni- Sergel Bageriet. Niestety okazało się, że Sergel cafe zmieniło adres i nie byliśmy go w stanie odnaleźć (kwestię baaaaaardzo złych stron internetowych kawiarni, pubów, knajp poruszę w innym poście, bo to jedna z bardziej irytujących rzeczy tu :)). Zniechęceni, wkurzeni, zmarznięci postanowiliśmy kupić semle w pierwszym napotkanym miejscu i tym sposobem trafiliśmy na Cafe&Bageri Bellman.
Postanowiłam podążyć śladami Szwedów i też stworzyłam własny system oceniania (od 1-5 punktów);)
smak bułki:całkiem w porządku, chociaż bez zachwytów 3
masa marcepanowa: była smaczna, chociaż nie było jej dużo 4
bita śmietana: bardzo dobra, naturalna, zapychająca-czyli taka jak być powinna 5
cena: 30 sek (15 zł) za dużą semlę, cena bardzo rozsądna (jak na Szwecję ;p) 5


2. Kolejne miejsce, z którego próbowaliśmy bułek nazywa się Bageri Passion i jest usytuowane w naszej dzielnicy- w Sundbyberg. Malutka, urocza cukiernia, do wyboru były 2 rozmiary semli, ja wybrałam mniejsze.
smak bułki: bardzo dobra jakościowo bułeczka 5
masa marcepanowa: smaczna, całkiem dużo jej było jak na małą semlę (+za kawałki migdałów) 5
bita śmietana: bardzo dobra 5
cena: 25 sek (13 zł) za małą semlę (35 za dużą)nie powala, ale biorąc pod uwagę jakość to cena w porządku 4,5

3. Spróbowaliśmy też semli z popularnej szwedzkiej sieci ICA. Wiedziałam, że nie będzie to kulinarny odlot, ale mimo wszystko dało się zjeść :)
smak bułki: raczej sztuczna, coś jak mleczne bułeczki 2
masa marcepanowa: całkiem ok, bez zachwytów 3
bita śmietana: bardzo przyzwoita 4
cena: 20 sek (10 zł), sporo jak na bułkę z sieciówki 3

4. Konditori Ritorno to miejsce, które na chwilę obecną wygrywa w rankingu.
smak bułki: bułka troszkę zbyt gumowa, gorsza od tej z Passion 4
masa marcepanowa: bardzo dużo i bardzo dobra 5
bita śmietana: bardzo dobra, leciutka nie za słodka 5
cena: 40 sek (20 zł), semla była średniej wielkości więc cena troszkę moim zdaniem zawyżona 4

Jeśli nie wybieracie się do Szwecji w ciągu najbliższych tygodni, możecie łatwo wykonać semlę samodzielnie, przepis np. tu i tu.


O mnie

Moje zdjęcie
Po dwudziestu pięciu latach życia w Polsce postanowiłam sprawdzić jak zimna jest Szwecja i jak się żyje na północy. Lubię banały, smutne piosenki, kwiaty hortensji, tradycyjną fotografię, pistacje i czekoladę. Nie lubię: szczęśliwych zakończeń w filmach i zimnych dłoni. //// After spending twenty-five years in Poland I've decided to check out how cold Sweden is, and how is life going there. I like: cliches, sad songs, hydrangea flowers, analog photography, pistachios and chocolate. I don't like: happy endings in movies and cold hands.
Obsługiwane przez usługę Blogger.